„Czyją własnością są lekcje języka polskiego?” – w jednym z głównych artykułów numeru tę kwestię poddaje pod rozwagę profesor Krzysztof Biedrzycki, polonista i dydaktyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Spytajmy inaczej: do kogo należy dzisiaj szkoła?
Za powyższym znakiem zapytania nie kryje się chęć zajęcia stanowiska politycznego, ale raczej racjonalna obawa przed tym, że szkoła zmienia swoje oblicze i ten wizerunek zaczyna odstawać od dobrze znanych ideałów wolności, równości, sprawiedliwości. Powinienem uściślić: rozumiem tutaj szkołę jako zbiór zasad i praw, instytucję społeczną, odgórnie zarządzaną komórkę większego organizmu, zwykle nazywanego nowoczesnym społeczeństwem. Tylko i aż tyle.
Taką definicję trzeba oddzielić (ale czy zupełnie?) od ludzi w szkole pracujących; przede wszystkim nauczycielek i nauczycieli na co dzień podejmujących tę jedyną w swoim rodzaju edukacyjną misję wychowawczo-dydaktyczną. To do nich w gruncie rzeczy należy szkoła – to oni (my!) mamy wobec szkolnej rzeczywistości prawa i obowiązki. Ponadto także dzieci i młodzież mogą domagać się uznania ich aktu własności nad szkołą. Uczennice/uczniowie powinni mieć swobodę w kreowaniu tej przestrzeni, decydowaniu o jej przyszłości. Do triady oświatowej sieci społecznego współistnienia, nazywanej kulturą szkoły, trzeba dołączyć rodziców – wtedy obraz jest pełny i trudno przeoczyć wniosek, że do nich wszystkich (do nas!) tak naprawdę należy szkoła.
Mam przekonanie, iż warto o tym przypominać i stąd też tytułowa formuła niniejszego zeszytu „Refleksji”. Znajdujemy się (wszyscy!) gdzieś MIĘDZY KANONEM A PRZYGODNOŚCIĄ, w spektrum radykalizmów, zdani na łaskę chaosu krzyżujących się interesów, tak czy inaczej pojmowanych: ekonomicznych, politycznych, światopoglądowych.
Życzę dobrej lektury!
Sławomir Iwasiów
redaktor prowadzący