W niniejszym numerze proponujemy namysł nad zagadnieniami związanymi z obecnością mediów społecznościowych w edukacji. Czy jest dla nich miejsce w szkolnej codzienności? Na ile nauczyciele powinni świadomie wykorzystywać tego rodzaju portale, jak na przykład YouTube, do tworzenia atrakcyjnych programów nauczania? Czy Facebook lub Instagram, włączane w proces edukacji, przypadkiem jeszcze bardziej nie odciągają naszych uczniów od rzeczywistości?
Odpowiedzi na te pytania – przynajmniej według Autorek i Autorów tekstów z niniejszego numeru – są w dużej mierze twierdzące. Tak, media społecznościowe są nieuniknione, ale trzeba pamiętać, że choć bywają bardzo pożyteczne, jednocześnie są niebezpieczne. Nie uciekniemy od mediów społecznościowych, choć nie powinniśmy bezkrytycznie poddawać się ich dominacji. Może Facebook czy Twitter dają się włączyć do repozytorium współczesnych metod dydaktycznych, ale dla młodzieży nie są niczym niezwykłym. A szkoła powinna uczyć właśnie rzeczy mniej oczywistych – takich, które mają w sobie moc odkrywania i stwarzania wiedzy, doświadczania nowych zjawisk i dzielenia się z innymi swoimi przeżyciami. Przecież klasa szkolna od zawsze była takim „portalem społecznościowym” – miejscem, gdzie dochodziło, i dochodzi, do wielu interakcji społecznych, poznawania własnych mocnych i słabych stron, wymiany opinii z innymi osobami.
YouTube czy Facebook nie są zatem prekursorami „sieciowego” myślenia o społeczeństwie. „Sieciowanie” to między innymi jedno z głównych zadań szkoły – zbliżanie ludzi do siebie, komunikacja, transfer wiedzy. Nie potrzebujemy do tego mediów społecznościowych, choć mogą one być atrakcyjnym uzupełnieniem naszych działań dydaktycznych.
Urszula Pańka
dyrektorka Zachodniopomorskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli